Agata Senczyna
Rogalinek k. Poznania, 11–18 lutego 2007
Tegoroczne Zimowe Warsztaty Naukowe (zwane dalej zimowiskiem) odbyły się po raz pierwszy w Ośrodku Biwakowo-Obozowym Hufca ZHP „PIAST” Poznań w Rogalinku (zwanym dalej ośrodkiem). Trwały od 11 do 18 lutego 2007r., choć chcielibyśmy o wiele dłużej.
Prolog. Almumigracja w stronę Rogalinka
Podróż drużyny śląskiej na zimowisko przebiegała w typowy almusposób. 3 osóbki wsiadły radośnie w Katowicach do pociągu, który wiózł już kadrę (w liczbie 1) i uczestników (w liczbie 1) z Krakowa.
Etap podróży do Wrocławia polegał głównie na podziwianiu zabłoconych butów Krakowiaczka, a w ramach rozrywki próbowano określić kształt pociągu — toroid czy raczej nieskończona długość? Kwestia nie została ostatecznie rozstrzygnięta. Postanowiliśmy także podać grupie z Wrocławia (z Uzim na czele) jak najbardziej szczegółowe informacje dotyczące naszego wagonu i przedziału. Spowodowało to spisanie numeru wagonu i zmierzenie naszej odległości od początku pociągu (z lokomotywą) i podanie jej w łokciach angielskich.
Dzięki tym precyzyjnym informacjom grupka uczestników (w liczbie 4) i Uzi (w liczbie 1) bez trudu nas odnalazła i podróż do Poznania minęła na integracji trzech roczników naraz. Zabrakło jedynie Drysia, który zaspał, bo pomylił daty.
Zbiórka w Poznaniu ustalona została na godzinę 14.30. Wszyscy, którzy przybyli wcześniej, zgromadzili się w KFC i rozpoczęły się witania, przywitania i powitania, które trwały — bądź co bądź — aż do zbiórki. Po przyjeździe autokarem do ośrodka zaczęły się procesy organizacyjne, w efekcie których na oficjalnym świeczkowisku rozpoczęło się zimowisko.
Część 1. To, co Tygryski lubią najbardziej — referaciki!
Dnia pierwszego zimowiska naszego — 12 lutego — rozpoczęła się sesja referatowa o tematyce: „Współczesne badania astronomiczne” oraz zajęcia — EE4YA (isi inglisz for jang astronomers). W tak zwanym międzyczasie zdążyliśmy zagrać w mafię i Jungle Speeda (podczas zimowiska nie przeoczyliśmy żadnej okazji). Oprócz tego zapoznaliśmy się akustycznie z gwizdkami kadry, które wzywały niepokornych uczestników na zbiórki.
Okolica ośrodka była bardzo malownicza — dodatkowo na początku zimowiska trwała jeszcze zima (taka ze śniegiem), więc mogliśmy się nawet porzucać śnieżkami. Najpierw jednak dostaliśmy szczegółowe wytyczne dotyczące wymiarów oraz kształtu prawidłowej i jedynej słusznej śnieżki, a także przeprowadzono pokaz jej lotu (tor powinien być krzywą balistyczną), po czym wyruszyliśmy na spacer.
Tego dnia mieliśmy także okazję zapoznać się z tajnikami pomiarów fizyki doświadczalnej i miło spędzić czas na świeczkowisku oraz mniej restrykcyjnej ciszy nocnej. Warto także wspomnieć, że zostały ustalone dyżury sprzątania łazienek i korytarzy do nich przylegających (czyli tereny parteru — dziewczyny, pierwsze piętro — chłopcy).
Część 2. Era obserwacji…
Następnego dnia — po referacikach, EE4YA, jungle speedzie, obiedzie i jungle speedzie — pojechaliśmy na almuwycieczkę do Obserwatorium w Borówcu. Na miejscu dowiedzieliśmy się o atomowych wzorcach czasu i satelicie widocznym u nas 3 stopnie nad horyzontem, mogliśmy także zobaczyć, co laser ma w środku i jak „strzela” wiązkami zielonych promieni, które kieruje się w stronę satelity. Przy okazji okazało się, że laser jest przyrządem wybrednym (pracuje tylko w odpowiedniej temperaturze) i drapieżnym (w jednym obszarze jest w stanie wypalić na wylot dziurę w ręce człowieka). Zapoznaliśmy się także z pracą astronoma-obserwatora, podczas której oprócz teleskopu i komputera bardzo przydatna jest lodówka. Widzieliśmy także nowy sprzęt obserwacyjny, jeszcze w trakcie budowy.
Po powrocie do ośrodka odbył się pokaz, w którym główną role odgrywały satelity wszelkiego rodzaju i nazwie, w tym między innymi satelita o nazwie „Glonass”.
Część 2 i pół: … i era doświadczeń
Środa — 14 lutego — upłynęła głównie na wykładach, wykładzikach i graniu w jungle speeda. Była to cisza przed burzą, gdyż, ponieważ, albowiem po zajęciach rozpoczął się pokaz doświadczeń z ciekłym azotem.
Na początku — niczego nieświadomi — bawiliśmy się kolorowymi balonikami. Po chwili okazało się, że czarna dziura w postaci niepozornego opakowania ze styropianu pochłania nasze niegrzeczne baloniki i że chce ich więcej… i więcej… i więcej. Ale potem je oddała, a baloniki szybko wróciły do swojego prawidłowego wyglądu. Dalsze doświadczenia spowodowały zadymienie jak na koncercie rockowym — czyli fontanna z pary, powstałej przy pomocy ciekłego azotu. Zrobione zostały także lody z glutelli, które wyglądały jak drożdże.
Czwartek — 15 lutego — spędziliśmy na wycieczce krajoznawczej „do Wiórka i z powrotem”. Przed obiadem wybraliśmy się na Wielką Wyprawę po Whizzy przez gęsty i mroczny las, otaczający nasz ośrodek. Kadra mająca dwie mapy prowadziła, więc zawędrowaliśmy trochę za daleko i jak zwykle się zgubiliśmy. Po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy już we właściwą stronę (czyli przed siebie) i na obiad dotarliśmy z pewnym opóźnieniem.
Popołudniowym popołudniem odbył się wykład „Fizyka barw”, na którym sprawdzaliśmy, kto jest daltonistą. Natomiast wieczorem odbyła się dalsza cześć doświadczeń — pod hasłem „Zabawy z prądem”. Działo się dużo, a roli głównej wystąpił ogórek kiszony, który po podłączeniu do prądu świecił, a potraktowany ciekłym azotem roztrzaskiwał się o podłogę. Ogórki kiszone okazały się bardzo wielofunkcyjne, bo oprócz bycia ogórkami doświadczalnymi zostały także zjedzone przez (widocznie) głodnego Krakowiaczka. Pokazano nam jeszcze jonolota, który latał i szybko został nazwany glonolotem oraz przekonaliśmy się, że dwóch książek telefonicznych nie da się tak łatwo rozdzielić.
16 lutego zakończyła się sesja referatowa. Tego dnia dostaliśmy sprzęt i schematy, po czym w grupkach pod nadprzewodnictwem kadry robiliśmy doświadczenia. Wieczorem odbył się wykład Piotra Ligęzy o czasie. Natomiast w nocy pogoda nareszcie pozwoliła na obserwacje, które przeprowadziliśmy na pobliskim polu.
Następnego dnia bawiliśmy się w skakania w fali (z przesunięciem o π/2), korzystając z natchnienia po kolejnych doświadczeniach (kuleczka między puszkami). Tego dnia miał odbyć się wykładzik o nadprzewodnictwie. Ponieważ nasze zimowisko nieuchronnie zbliżało się do końca, rozpoczęliśmy tradycyjne całonocne rozrabianie: obserwacje, pożegnalne świeczkowisko oraz gra w jungle speeda na stołówce aż do godzin przedrannych. Wczesnym świtem pierwsze osoby zaczęły już wyjeżdżać i rozpoczęło się almupożegnanie.
Część 3. Almuwędrówki powrotne
Ostatniego dnia zimowiska po wczesnym śniadaniu pożegnaliśmy pierwsza grupę. W ośrodku pozostały grupa druga (najliczniejsza) i trzecia (najpóźniejsza). Pogoda była typowo wiosenna, więc spacer do Wiórka upłynął przyjemnie. Dalsza podróż przebyliśmy autobusem i poznańskim tramwajem. Ostatnie chwile mijały nam bardzo szybko, więc musieliśmy trochę podbiec, by zdążyć na powrotny pociąg.
Czekamy na następne spotkania!