Menu

Oficjalna Strona Klubu Astronomicznego Almukantarat

Oficjalna Strona Klubu Astronomicznego Almukantarat

Ilona Hałas
Koninki, Gorce, 13–16 maja 2004

Czwartek

No i nastał długo oczekiwany dzień spotkania. Część z nas nie widziała się od poprzedniego seminarium, niektórzy dłużej, niektórzy krócej. A z niektórymi spotkaliśmy się po raz pierwszy.

Zbiórka o 15:00 (teoretycznie) przy globusie koło dworca kolejowego Kraków Główny. Następnie dojście na autobus do Koninek na 15:45. Nie obeszło się bez przygód — Kasia z Anią nie zdążyły… (spokojnie, jechały za nami samochodem do momentu kiedy nie zostały zabrane na pokład naszego środka komunikacji;)

Na miejscu przybyliśmy koło 17:40 (wliczone dojście do ośrodka). Tu podzieliliśmy się na pokoje (czyj był później ciągle oblegany, no czyj? — oczywiście dziewczyn), ale raczej rozpakowywanie nastąpiło w niewielkim stopniu.

O 19:00 — obiadokolacja, a później… mafia w pokoju 28. Do przerwy, którą przed 21:00 zarządził WRut. Jako że zastępował Kacpra Korneta, (a może to Ola go zastępowała?), który nie dojechał, Wojtuś musiał się wykazać. No więc zebranie nie trwało długo — krótkie przedstawianie i powrót do gry w mafię. Rundy były długie… (głównie dlatego, że miasto nie mogło się szybko zdecydować).

Powoli towarzystwo zaczęło się wykruszać.

Po zrobieniu czegoś ciepłego do picia i skonsumowaniu bardzo zdrowych wafli ryżowych zabrano się do gry w kenta. Po próbie ustalenia, jak kto ma siedzieć i jakich znaków ma używać, przystąpiono do gry. Do której… zobaczymy rano… (01:15)

Piątek

Od wczoraj pada (no, z małymi przerwami). O 09:00 śniadanie, o 11:00 referaty. Jednak później pogada poprawiła się (teoretycznie, jak się okaże), więc zrezygnowawszy z wcześniejszych referatów wybraliśmy się do obserwatorium na Suhorę. Po drodze sypał grad, siąpiło i przejaśniało się na przemian.

Do obserwatorium dotarliśmy (po wielkich trudach) po godzinie 12. Obejrzeliśmy i dowiedzieliśmy się jak funkcjonuje położone najwyżej w Polsce obserwatorium astronomiczne. Naszym przewodnikiem był astronom pan Marek Dróżdż.

Z zejściem do ośrodka było łatwiej, choć nie bez przeszkód. Problem stanowiła mokra trawa; wielu z nas „złapało zająca”. Najbardziej efektowny był jednak upadek Igora vel Izydora, który zjechał kilka metrów o mało nie podcinając WRuta (który i tak się przewrócił. Po co się było odwracać?).

W czasie pobytu w obserwatorium okazało się, że dotarli ostatni uczestnicy naszego spotkania — Mariusz i Rafał, krórzy wracali z Zielonych Szkół w Załęczu. Podsumowując, zebrało się tu nas wielu (19 seminaryjczyków + 4 kadrowiczów).

Tak więc po zejściu i przywitaniu „nowych” wszyscy udali się do swoich tymczasowych miejsc zamieszkania w celu wymienienia przemoczonych rzeczy i butów na suche.

Chwila przerwy i… zaczęły się referaty (sama radość :). Okazało się, że kadra ogłosiła konkurs na najlepszy referat. Zobaczymy, kto zachwyci kadrę…

Referaty trwały do 20 (z przerwą na kolację i chwilę czasu wolnego między 18 a 19). A później gra w mafię do 22, po czym poszliśmy na powtórkę z gwiazdozbiorów, ale głównym celem było zobaczenie Iridium o 22:27. Było to możliwe, gdyż niebo przepięknie się rozchmurzyło.

Jak już porządnie zmarzliśmy, wróciliśmy do gry. Jednak o 03.20 (czyli właściwie już następnego dnia) wyszliśmy zobaczyć kolejnego satelitę. Tym razem nie siedzieliśmy długo na dworze, tylko szybciutko powróciliśmy do naszego pokoju.

Towarzystwo rozeszło się przed 5.

Sobota

Dzień rozpoczęliśmy od śniadania (trochę zaspani i spóźnieni :). Później , około 11:10 rozpoczął się wykład p. Dróżdża na temat gwiazd zmiennych, który zakończył się około 12:25.

Przed 13:00 wyruszyliśmy w góry. Cel — Turbacz. Szliśmy po stromych, mokrych, błotnistych zboczach (brr). W końcu, po wielu trudach i postojach na odpoczynek, dotarliśmy na szczyt.

W drodze powrotnej pod Suhorą złapał nas deszcz. Spowodowało to, że było znacznie więcej „zjazdów na delikatnej części ciała” niż poprzedniego dnia.

Przemoczeni wróciliśmy na 18:30 a obiadokolację. Dobrze jest zjeść coś ciepłego po wędrówkach w deszczu.

Po posiłku — oczywiście mafia, a po niej o 20:00 dalsza część referatów. Było sporo śmiechu, gdy Rafał Sz. po uzupełnieniu referatu Miłosza na temat teleskopów powiedział: „To może teraz przejdę do swojego referatu.” Na co Ola z wielkim zdziwieniem niemal krzyknęła: „Co?!”

Po zakończeniu jednej sesji nastąpiła kolejna. Tym razem zdjęciowa, na której obejrzeliśmy zdjęcia zrobione w czasie tych 3 dni cyfrówką WRuta. W czasie oglądania głosowaliśmy (oczywiście tajnie), które referaty spodobały nam się najbardziej. Wygrał Bartek B., kolejni zwycięzcy to Rafał Sz., Maciek W. i Mariusz Sz. Zebranie zakończyło się koło 00:30.

I zaraz po tym zaczęła grasować mafia… (z przygodami zakończyliśmy koło 05:30).

Niedziela

— Śniadanie jest od 5 min! — tak w części pokoi wyglądała pobudka, gdy o 09:05 zaczęłyśmy z Olą chodzić po pokojach. Najczęstsza odpowiedź to:

— Yhy — i dalsze (chwilowe lub dłuższe) zapadnięcie się w pierzyny.

Po zjedzonym (przez większość) śniadaniu zabraliśmy się do porządkowania naszych pokoi. O godzinie 10:40 pożegnaliśmy ze smutkiem nasz mokry ośrodek i wyruszyliśmy na pętlę autobusową. Pogodzie chyba było smutno, bo jak czekaliśmy na autobus, postanowiła pożegnać nas dawno nieodczuwalnym deszczem.

Postanowiliśmy umilić sobie te ostatnie chwile spędzone razem. A mianowicie zaczęliśmy śpiewać piosenki ze śpiewnika i nie tylko…

Żal się było rozstawać, ale taka jest kolej rzeczy.

Do zobaczenia za 2 miesiące na obozie!