Łukasz Wiśniewski
Załęcze Wielkie, 2–9 lutego 2003
Niedziela
Seminarium zaczynało się oficjalnie o godzinie 12, ale Marek i Kacper wylądowali w Grodzie Nadwarciańskim już przed 11. Wielkopolska część (w składzie: Bogna, PiotrL, WRut i ja, CzarnySwetr) wyruszyła także stosunkowo wcześnie, bo o 9:40 z Ostrowa Wielkopolskiego srebrną Sieną. Humory nam dopisywały (jeszcze zanim dojechaliśmy do Wielunia PiotrL stwierdził, że boli go szczęka ;), co chwila ktoś mówił coś, co pobudzało nasze przepony do pracy. Po przejechaniu przez Wieluń zrobiło się trochę sentymentalniej, bo tylko minuty dzieliły nas od Załęcza. Przyjemnie było wrócić w te dobrze znane nam okolice, które część z nas po raz pierwszy oglądała w zimowej scenerii. To naprawdę niepowtarzalny widok, dla którego warto telepać się niekiedy nawet paręset kilometrów.
W ośrodku byliśmy przed 12, zastaliśmy tam już Marka i Kacpra, którzy pobrali z Komendy klucze do pokoi (zajęliśmy cztery szóstki — niektóre już historycznie związane z Klubem — w prawym skrzydle środkowego kasztelu, mieliśmy więc bardzo blisko do stołówki ;). Zanim się dobrze rozpakowaliśmy w kadrowym pokoju (209), pojawiła się grupa Walimsko-Wrocławska: Jasiu, Rafał i Wottek zajmując 212 na swoje potrzeby. W chwilę po nich nadjechał Michał, a następnie Arletta i Kuba (ten ostatni z monitorem, gitarą i własnym piecem). Po krótkiej wizycie w Komendzie zwieńczonej zdobyciem kluczy do sal oraz teleskopów, lornetek i stosownych mapek, udaliśmy się na obiad. Później dominowały zajęcia wolne — odwiedziliśmy starych znajomych, spacerowaliśmy po terenie ośrodka i po lesie aż do samej kolacji, tuż przed którą razem z PiotremF odebraliśmy z Dzietrznik ostatnią grupę uczestników.
Wieczorem pogoda dopisała na tyle, że udało nam się wystawić teleskopy na świeże (naprawdę świeże!) powietrze i poobserwować co nieco. Niestety, nie wiedzieliśmy wówczas, że to właściwie zarazem pierwsza i ostatnia noc obserwacyjna. Po obserwacjach uraczyliśmy się ciepłą herbatą i zakończyliśmy dzień pierwszy brydżem.
Poniedziałek
Z samego rana wystartowaliśmy ostro na śniadanie (ale jednak 8:30 okazała się zabójczą porą dla astronomów), już razem z Markiem II. Po śniadaniu przynieśliśmy resztę potrzebnego sprzętu oraz wysłuchalismy referatu Rafała poświęconego tłumionemu oscylatorowi harmonicznemu.
Krótko po obiedzie uczestników spotkała mała niespodzianka: Matura z polskiego! ;) Pomysł nie był do końca dziełem chwili załęczańskiej (narodził się jakiś czas wcześniej w Poznaniu, na K14), ale efekt przerósł nasze oczekiwania. Mając na sformułowanie wypowiedzi pisemnej czas, w jakim światło przemierzy dwunastokrotnie odległość od Słońca do Ziemi, uczestnicy wybierali spośród czterech tematów dowolnych:
- Sylwetka astronoma w literaturze i sztuce światowej.
- Alfabet grecki — prawdy i mity.
- Człowiek poszukujący własnej drogi w labiryncie Wszechświata. Konstruktywna samokrytyka.
- Dokonaj interpretacji tekstu piosenki „Kadryl '99”.
O dziwo, trzynaścioro uczestników wybrało tematy dowolne tak, że każdy z nich pisały co najmniej trzy osoby. Czytanie prac sprawiło kadrze dużą frajdę (niektórzy uczestnicy twierdzili wręcz, że w pokoju 209 miały miejsce gromkie wybuchy śmiechu, ale to nieprawda, to byl jeden wielki wybuch). Nie dość, że były one ciekawe, to jeszcze dodatkowo niewątpliwie dużo zabawniejsze niż rzeczywisty egzamin dojrzałości.
Wtorek
Na śniadanie znowu nieco zaspaliśmy, ale zdążyliśmy jeszcze na końcówkę piosenki śpiewanej przez harcerzy przed posiłkami. Ponieważ w nocy pięknie przyprószyło, pod pretekstem matury z WF-u zdobylismy sanki i udaliśmy się wraz z uczestnikami na boisko, gdzie po krótkiej, ale mokrej śnieżkowej bitwie postawiliśmy dwa bałwany: Nasę i Stefana. Na tym się jednak skończyło, bowiem wszystkie cztery astronomki zostały przewiezione sankami po bieżni przez uprzednio wyselekcjonowane i przeszkolone zespoły. Wszyscy świetnie się bawiliśmy, jednak Bogna niestety musiała się ewakuować do domu.
Po obiedzie przyszedł czas na drugą sesję referatową, podczas której wysłuchaliśmy Michała mówiącego o hipotezie continuum według Georga Cantora, a następnie Wojtka nawiązującego do życia i twórczości wybitnego polskiego astronoma — Mikołaja Kopernika. W międzyczasie odbyło się także krótkie przeszkolenie mające na celu przypomnienie sobie sposobu obsługi teleskopu. Wieczorny brydż stał się pewnego rodzaju tradycją.
Środa
Tym razem byliśmy w stołówce przed harcerzami (bo nauczyciele byli i tak daleko poza nami). Powoli też udało nam się nawiązać przyjazne kontakty z innymi grupami — głównie z harcerzami z Chorągwi Łódzkiej. W trakcie posiłku dołączyła do nas Ola.
Po śniadaniu wysłuchaliśmy wystąpienia Marka Nikołajuka z CAMK-u na temat zjawiska akrecji we Wszechświecie (Marek uzupełnił temat po obiedzie, podając wiele ciekawych informacji związanych z dokonanymi niedawno odkryciami dotyczącymi podwójnych układach gwiazdowych). Po obiedzie mieliśmy też okazję dowiedzieć się od Kuby i Marka II o gwiazdach zmiennych na niebie północnym (obaj uczestniczą w pionierskim programie tworzenia dokładnej mapy nieba uwzględniającej gwiazdy zmienne). Tego dnia cykl zajęć poświęconych programowaniu w kodzie RAM rozpoczął Piotr Ligęza z Obserwatorium Astronomicznego w Poznaniu.
O godzinie 20 zorganizowaliśmy świeczkowisko w jednej z sal. Powrócił klimat ognisk, do których tak bardzo przywykliśmy latem i zrobiło się jeszcze bardziej nastrojowo. Wspólnie odśpiewaliśmy przy świetnym akompaniamencie Wottka takie kawalki jak „Ogień”, „Bieszczadzki trak”, „Krzyżowiec” czy „Hej, przyjaciele”. Tej nocy długo jeszcze siedzieliśmy wspominając wspólne spotkania, których już tyle mamy za sobą.
Czwartek
Z samego rana (czyli jak tylko obudziliśmy się, wstaliśmy i zjedliśmy śniadanie) odbyły sie prace społeczne, po czym miał miejsce wykład Piotra Fity o kryptografii kwantowej. W czasie, gdy uczestnicy słuchali wykładu PioraF, WRut dzielnie pracował nad kolejną niespodzianką — maturą z biologii. Tego dnia opuścił nas niestety Marek, ktorego promotor dopadł nawet w tak opuszczonym przez cywilizację miejscu jak Załęcze Wielkie.
Po obiedzie uczestnicy przeżyli krótkie spotkanie ze Stefanem Banachem… to znaczy chciałem powiedzieć z wyższą matematyką ;) Janek uraczył nas projekcjami minimalnymi w przestrzeniach Banacha (prawda, że groźnie brzmi? ;). Jakby nie dosyć było emocji, chwilę po referacie odbyła się matura z biologii. Tym razem czas wyznaczała pewna skomplikowana czynność wykonywana przez Verna. Muszę przyznać, że nasz podopieczny sprawił się tu znakomicie. Wieczorem odbyła się również, mimo pewnych utrudnień, projekcja filmów. Trzeba zaznaczyć, że byłoby to niemożliwe, gdyby nie niezwykła życzliwość Druhny Komendantki.
Równolegle rozgrywaliśmy partię brydża ;)
Piątek
Jeżeli dobrze pamiętam, to był właśnie dzień, w którym jeszcze bardziej zaspaliśmy na śniadanie niż dnia poprzedniego. Skończyły się dobre czasy, bo harcerze wyjeżdżali. Pomijając jednak ten smutny akcent, było wesoło. Tego dnia odbyły się zajęcia z PiotrLem w sali komputerowej powszechnie znanej pod nazwą komputerowni. Półtoragodzinne ćwiczenia były zwieńczeniem trzydniowego kursu programowania w kodzie RAM. Kolejną pozycją w piątkowym programie był wykład o cząstkach elementarnych prowadzony przez Olę.
Po południu rozbiliśmy się na dwie grupy i wyruszyliśmy eksplorować okolicę. Pierwsza sekcja prowadzony przez PiotrLa, WRuta i Kacpra podążyła w kierunku Źródełka, zaliczając przy okazji zimową przeprawę przez Wartę (rzecz jasna nie wpław, ale promem). Po drodze nadarzyła się okazja do zorganizowania ustnej matury z języka polskiego: uczestnicy niezwolnieni z niej odczytywali punkt po punkcie fragmenty opisów z folderu zachęcającego do spaceru Ścieżką Dydaktyczną „Źródełko”. Przez większą część drogi towarzyszył nam też pies-przewodnik. Druga sekcja, wiedziona przez PiotraF, podążyła bezdrożem do wąwozu.
Po wyprawie wysłuchaliśmy jeszcze referatu Aśki i Anki o nawigacji morskiej i lądowej, po czym udaliśmy się na kolację. Po tym posiłku silny zespół udał się po Agnieszkę do Częstochowy (przyjechała incognito z kartką od Marka dla niepoznanki ;).
Sobota
Tym razem wstaliśmy wcześniej niż dnia poprzedniego. Po posiłku wysłuchaliśmy Jasia, który wyprowadził nam wzory Keplera. Były to ostatnie obowiązkowe zajęcia na zimowisku, pozostał jedynie krótki, aczkolwiek efektowny i pouczający referat Janka o stategii w Magicu.
Po kolacji odbyło się ostatnie zimowe świeczkowisko w Załęczu. Ogień rozpaliła Agnieszka. Każdy uczestnik otrzymał podczas świeczkowiska świadectwo Almudojrzałości, ponadto wyróżnilismy w sposób specjalny Aśkę — za najlepszą pracę z języka polskiego, Anię — za najlepszą pracę z biologii oraz Zbyszka — zdobywcę I nagrody specjalnej. Dla wielu uczestników było to ostatnie przedmaturalne spotkanie.
Po części oficjalnej przeplatanej wstawkami muzycznymi zrobiło się trochę smutno, bo wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że wspólnie spędzony w Załęczu czas dobiega końca, ale zwyciężyła nadzieja na kolejne spotkania, którą doskonale oddaje ostatnia zwrotka „Pożegnania”:
„Przy innym ogniu, w inną noc
Do zobaczenia znów”
Znów niedziela
Po wczesnym śniadaniu rozjechaliśmy się, wcześniej życząc sobie jak najwcześniejszego spotkania. Ten wyjazd długo pozostanie w naszej pamięci.