Piotr Fita
Perkoz, Olsztynek, 2002
W poniedziałek, 27 maja 2002 roku kilkunastoosobowa grupa młodych ludzi rozpoczęła podróż z różnych stron Polski do Ośrodka Szkoleniowo Wypoczynkowego ZHP „Perkoz” położonego nad jeziorem Pluszne. Po mniejszych lub większych perypetiach podróżnych większość uczestników znalazła się na miejscu przed 18 (choć ostatni uczestnik spotkania dotarł dopiero około 22). Po nabraniu sił i posileniu się rozpoczęliśmy zdobywanie ośrodka — przespacerowaliśmy się po lesie, obejrzeliśmy przystań, ale największe uznanie zdobył plac zabaw, a w szczególności huśtawki. O niebezpieczeństwach związanych z korzystaniem z huśtawki przeznaczonej dla małych dzieci przekonała się Agata, która po wpasowaniu się w jej siedzenie miała poważne trudności z uwolnieniem się. Resztę wieczoru spędziliśmy na grze w Mafię okupując pokój Mateusza i Michała, który jednak ugiął się pod presją sytuacji i zrezygnował ze spania w tym pokoju — jak się okazało słusznie, bo również następnej nocy pokój ten stał się głównym siedliskiem Mafii.
Po wtorkowym śniadaniu odbyła się część pierwszej sesji referatowej. Dzięki Wojtkowi i Łukaszowi relacje z przebiegu sesji pojawiały się na bieżąco w AstroNEWS. Na korzystną atmosferę referatową wpłynęło pogorszenie pogody. Po przerwie na obiad wygłoszone zostały jeszcze dwa referaty. Tak skończył się naukowy program przeznaczony na wtorek, natomiast program kulturalny dopiero się zaczynał. Obejmował projekcję filmu „Siedem lat w Tybecie” i, chyba po raz pierwszy w historii seminariów, spotkanie przy kominku. Muzyczną stronę spotkania organizował Łukasz, który przywiózł swoją gitarę. Gdy zarówno nastrój spotkania jak i kominek zaczęły wygasać, towarzystwo przeniosło się ponownie do pokoju Mateusza (wówczas już tylko Mateusza) i zaczęło grać w mafię. Środa rozpoczęła się dramatyczną wieścią o znalezieniu kleszczy u Agaty i Asi. Po śniadaniu, w czasie którego zbierałem siły, wcieliłem w życie swoją teoretyczną wiedzę o usuwaniu kleszczy. Udało się: dziewczyny przeżyły, a kleszcze nie. Nie okazały się też potrzebne gaziki do tamowania krwotoków dostarczone nam przez ośrodek.
Następnie kontynuowana była sesja referatowa. Poprawa pogody utrudniała odbiór referatów, ale wpłynęła na skrócenie kilku z nich. Po referatach wymusiliśmy z Markiem na uczestnikach wyjście na spacer do lasu. Być może jedną z przyczyn niechęci do spacerów po lesie była obawa przed kleszczami. Pierwszy spacer zakończył się szybko, gdyż nadszedł moment pożegnania Marty opuszczającej nas przed czasem. Wymusiliśmy jednak ponowną próbę, która zakończyła się obejściem dookoła całego półwyspu, na którym mieści się ośrodek i dotarciem do przystani. Początkowo spokojne wylegiwanie się na drewnianym pomoście i moczenie nóg w wodzie szybko przeistoczyło się w ochlapywanie się wodą, a zakończyło wejściem, wpadnięciem lub wrzuceniem do wody (w ubraniu) wszystkich z wyjątkiem bardzo nielicznych (zachowujących rozsądek…) uczestników.
Po wysuszeniu się i rozwieszeniu do suszenia ubrań wszyscy obecni na seminarium zgromadzili się w Marka i moim pokoju celem skonsumowania kolacji. Nieocenione usługi oddał czajnik Wojtka R., który był jedynym źródłem gorącej wody (czajnik, nie Wojtek). Po kolacji rozpoczęła się pożegnalna noc, w czasie której nieliczni tylko poszli spać. Również tej nocy plac zabaw przyciągał uczestników, czego nie zdołał dokonać piękny wschód słońca oglądany jedynie przez pięć osób.
Po wczesnym śniadaniu zapakowaliśmy się do busika, pojechaliśmy na dworzec kolejowy w Olsztynku i podzieliliśmy na dwie grupy, które odjechały w przeciwnych kierunkach.